środa, 26 czerwca 2013

Część dziesiąta

Otwarła oczy, gdy usłyszała cichy trzask. Spojrzała przed siebie zamglonym wzrokiem. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, ani co tutaj robi. Właściwie niewiele pamiętała.
- Obudziłaś się? - jej uszu dobiegł głos, który wprawiał jej ciało w dziwny stan ekscytacji.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała spoglądając na bruneta po swojej lewej stronie. Zauważyła, że w pomieszczeniu panował półmrok, a oni nadal siedzieli w jego aucie.
- W moim garażu. Zasnęłaś po drodze, a ja nie chciałem cię budzić - delikatnie się uśmiechnął, zupełnie tak, jakby tamten chłopak z kawiarni i ten, były dwiema różnymi osobami. Ale Kornelia wiedziała, że to nie prawda. Wiedziała już, że Shin Woo kryje w sobie coś więcej aniżeli słodkiego chłopaka z Azji. Wiedziała, że jej wyobrażenie o nim było błędne i to sprawiało, że chciała poznać go jeszcze bardziej. 
- Po co tu przyjechaliśmy? - patrzyła w jego brązowe oczy. Te oczy, które teraz miały w sobie jakąś dziwną głębię, której wcześniej nie zauważyła. Potrafił grać i to całkiem dobrze. 
- Mówiłem, że muszę coś załatwić - wysiadł z samochodu i obszedł go dookoła. Pomógł jej wysiąść i pociągnął w stronę drzwi po drugiej stronie. Nie zdążyła się przyjrzeć autom, które minęli, ale zarejestrowała ich ilość - dziesięć. Nawet jej rodzina nie miała tylu aut w swoim garażu.
- Masz rodzeństwo? - wypaliła nagle.
- Nie - odpowiedział i przepuścił ją w drzwiach. Była w malutkim holu, z którego wchodziło się do jego dalszej części. Z tym wyjątkiem jednak, że ten był o parę centymetrów niżej niż reszta. Ona wiedziała dlaczego. Shin Woo zdjął buty i założył na nogi białe papcie. Podał jej takie same - załóż. Taka tradycja.
- Wiem - syknęła cicho i ubrała je na nogi.
- Coś mówiłaś? - spytał z tym jednym ze swoich smirków. Przewróciła oczami i przecząco pokręciła głową.
- Ale w dalszym ciągu nie rozumiem dlaczego nie mogłam po prostu sama wrócić do domu - mówiła, posłusznie za nim idąc.
- Bo to niebezpieczne - odrzekł nawet na nią nie spoglądając.
- Bzdura - prychnęła z irytacją.
- Mylisz się. Nawet nie wiesz jak bardzo - odwrócił się na pięcie i znów złapał ją za nadgarstek. Znów miał ten ton, który mroził jej krew w żyłach, ale nie to było najgorsze. najgorsze były jego oczy, które paraliżowały ją niczym bazyliszek swoje ofiary. Znieruchomiała i wstrzymała oddech, w tym momencie była przerażona. Nie rozumiała jego zachowania.
- Masz paranoje - wydusiła z siebie lekko - żądam odpowiedzi na moje pytanie! - wyrwała swoją rękę z jego uścisku. Nagle, znikąd pojawiła się w niej ta Kornelia, której nie chciała nigdy przed nim pokazywać. Tylko dla niego chciała być tą częścią, która powoli w niej umierała. Ale to on ją do tego zmusił.
- Nie dostaniesz jej. Nie mam czasu się teraz z Tobą kłócić. Wrócimy do tego później. Rozejrzyj się po domu, ale postaraj się niczego nie dotykać. Moja mama tego nienawidzi - puścił jej perskie oko i zniknął za zakrętem. Stała na środku korytarza i była całkowicie skołowana jego słowami i zachowaniem. Nie potrafiła tego pojąć. Co było takiego złego w tym, że chciała wrócić sama do domu? Od zawsze tak robiła i jeszcze nigdy nie wpadła w żadne tarapaty. Czyżby Kang wiedział coś, o czym nie chciał jej powiedzieć, ale musiał ją przed tym chronić? Pokręciła głową z niedowierzaniem. Teraz to ona zaczynała mieć paranoje. Rozejrzała się wokół siebie i z uznaniem musiała stwierdzić, że jego dom był imponujący. Spodziewała się willi rozpościerającej się na kilku hektarach ziemi, ale jej nie było. Mimo to ta posiadłość miała  imponujące rozmiary. Z pewnością była większa niż dom, w którym mieszkał jej ojciec. Poczuła niemiły ścisk w żołądku. To porównanie mogła sobie darować. Nakierowywanie myśli na te tory nie było dobrym pomysłem. Ruszyła przed siebie. Odwiedziła kuchnię, która była ogromna i gustownie urządzona. Cały dom był nowoczesny, nawet jego wygląd zewnętrzny. Całkowicie inaczej niż jej. Widziała także salę jadalną ze stołem na dwadzieścia osób, pomieszczenie, w którym pewnie odbywały się bankiety i wielki basen, który miał także ujście na zewnątrz. Stanęła przed wielką szybą i spoglądała na ogród, w którym mieściła się altanka. Urzekał ją swoją prostotą i niesamowitym doborem roślin.  Była nim całkowicie oczarowana. Odwróciła się na pięcie i wróciła do holu, w którym był schody na górę. Weszła na pierwsze piętro i otwarła drzwi najbliżej niej samej. Pokój, którym tam znalazła okazał się być jej zgubą. Stanęła na środku i okręciła się wokół własnej osi. Pomieszczenie od góry do dołu wypełnione było regałami z książkami, ale to okno wykusz był w nim najbardziej urzekający. Składał się z trzech ścianek wysuniętych do przodu w stosunku do ściany frontowej. Zaraz pod nimi była ogromna ława z poduszkami. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jak siedzi tutaj w gwieździstą noc, z kubkiem herbaty w ręku i książką, której fabuła przenosi ją do zupełnie innego świata. Niewątpliwie to musiałoby być niesamowitym przeżyciem. Usiadła na wielkiej kolorowej poduszce i oparła głowę o okienną framugę. Podciągnęła nogi pod brodę i obserwowała stąd łąkę i las w oddali. Nie miała właściwie pojęcia gdzie są, ale musieli być całkiem daleko skoro zdążyła zasnąć w czasie podróży. Myślała nad wydarzeniami sprzed parudziesięciu minut i nad zmieniającym się zachowaniem Shin Woo. Fascynował ją, ale z drugiej strony sprawiał, że była przeraźliwie przerażona. Nie wiedziała, do czego byłby zdolny i ta niewiedza napawała ją strachem. Nie sądziła, że mógłby jej coś zrobić, ale gdzieś w środku była pełna obaw. Chciała wiedzieć w jakim niebezpieczeństwie była, a przede wszystkim, czy było ono realne. Wiedziała, że ludzie mają tendencje do wyolbrzymiania niektórych spraw. I z pozoru błahostki mogą w ich oczach urosnąć do rangi kataklizmu na skalę światową. 
- Tutaj jesteś - usłyszała jego głos i błyskawicznie na niego spojrzała. Znów wyglądał niczym młody Adonis, a ona poczuła skurcze żołądka. Nienawidziła tego jak na nią działał. Nie potrafiła nad sobą zapanować, a bezsilność była gorsza niż śmierć. 
- Możemy jechać? - spytała zimnym tonem. Nie chciała pokazać jak bardzo jego obecność na nią działa.
- Oczywiście. Jak podobał ci się dom? - podszedł do niej i stanął parę centymetrów dalej niż by tego chciała.
- Bardzo ładny, najbardziej podoba mi się ogród - westchnęła na samo jego wspomnienie. Tego brakowało jej najbardziej. Luksusowy apartament na ostatnim piętrze nie był w stanie zastąpić ogrodu z bujną roślinnością.
- Moja mama ma na jego punkcie obsesję. Osobiście się nim zajmuje
- A gdzie są teraz twoi rodzice? - spytała zrzucając nogi na ziemię. Siedziała teraz na wprost chłopaka opartego o ścianę.
- Tata w firmie, a mama pewnie na zakupach z koleżankami albo w spa - naprawdę nie lubił rozmawiać z ludźmi na tematy rodzinne.
- Rozumiem, a więc chodźmy - wstała z miejsca i ruszyła do drzwi. Widziała w jego oczach zmianę i wiedziała, że ten temat był grząskim gruntem.
- Nie w tę stronę - usłyszała za sobą gdy chciała skręcić w nieodpowiedni korytarz. Cofnęła się parę kroków i stanęła ramię w ramię z Shin Woo. No prawie. Kornelia, nawet w swoich najwyższych szpilkach była o dziesięć centymetrów niższa od chłopaka. 
- Jak właściwie daleko jesteśmy od miasta? - spytała schodząc ze schodów.
- Bliżej niż sądzisz. Musiałem pojechać dłuższą drogą - westchnął.
- Dlaczego? - stanęła na schodach i odwróciła się na pięcie. Stał dwa stopnie wyżej i spoglądał na nią z góry, a ona znów widziała tą zmianę w jego oczach. Była błyskawiczna.
- Nie zadawaj pytań. Nie udzielę ci odpowiedzi - zszedł niżej i wyminął ją po prostu.
- Dlaczego? 
- Po prostu nie mogę - dodał z rezygnacją - nie mogę, ale i nie chcę.
- Jak wolisz - prychnęła i weszła do garażu. Nie poszedł za nią. Musiało minąć parę minut zanim ujrzała jego sylwetkę koło białego auta. Był czymś wyraźnie zajęty. Jego myśli były daleko stąd, a ona miała coraz większą ochotę wydrapać mu oczy.
- Kiedyś ci to wyjaśnię, a do tego czasu po prostu o nic nie pytaj - wsiadł na swoje miejsce. Była w szoku. Nie spodziewała się po nim takich słów. Do końca podroży nie odezwała się już ani słowem. Nie chciała. Nie zapytała nawet skąd wiedział gdzie mieszka. Uzmysłowiła sobie, że ona woli nie znać odpowiedzi. Czuła, że za tym wszystkim kryje się głębsza sprawa.
- Dziękuję i do zobaczenia - trzasnęła drzwiami i udała się w kierunku wejścia do apartamentowca.
- Kornelia! - krzyknął wyskakując z auta.
- Słucham?
- Za tydzień moi rodzice organizują bankiet. Zgodzisz się zostać moją osobą towarzyszącą? - jego wzrok sprawiał, że wszystkie jej myśli wyparowywały. Była całkowicie podatna na jego słowa.
- Mhm, ale tylko jeżeli ty pójdziesz ze mną na wesele mojego ojca - wywróciła oczami na samą myśl o tym dniu.
- Fantastycznie - uśmiechnął się czarująco i wsiadł z powrotem do swojego białego BMW - do zobaczenia - nacisnął pedał gazu i odjechał. Przez moment stała jeszcze na chodniku, po czym weszła do budynku z głową pełną sprzeczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy