wtorek, 2 lipca 2013

Część jedenasta

Spoglądała za okno, za którym deszcz strugami lał się z nieba. I chociaż na co dzień kochała to zjawisko, dzisiaj tylko pogarszało jej fatalne samopoczucie, to był fatalny dzień. 
Obudziła się z ogromnym bólem głowy, po praktycznie nieprzespanej nocy. Zmrużyła oko tylko na godzinę i to w momencie, w którym słońce pojawiło się już na horyzoncie. Jej stan pogorszyło dodatkowo zaproszenia na ślub ojca, które wypadło z jej książki. Pamiętała tamten poranek, kiedy kurier dostarczył jej kopertę. Była zirytowana i wtedy musiała włożyć je w pierwszą lepszą lekturę. Pech chciał, że to ją właśnie dzisiaj postanowiła otworzyć. Spoglądała na białą kartkę papieru z misternymi zdobieniami i idealnym pismem. Ale to nie to sprawiło, że miała ochotę cisnąć nią przez okno. Zerknęła na datę i jej serce zamarło - osiemnasty październik. Jak mógł? W tej właśnie chwili nienawidziła go jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ze złością odepchnęła od siebie miskę z musli i wróciła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Głowa pulsowała ogromnym bólem i nie pomogły nawet dwa kubki mocnej kawy. Wsłuchiwała się w odgłos kropel obijających się o okna. Miała tylko parędziesiąt minut dla siebie. Niedługo musiała zacząć się przygotowywać, chociaż wcale nie chciała wychodzić z domu. Wiedziała jednak, że to spotkanie może być jedyną miłą częścią dnia. Usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej i odszukała dłonią telefon. Spojrzała na wyświetlacz, a słowa tam napisane sprawiły, że resztki dobrego nastroju się ulotniły. Tak, to zdecydowanie nie była dobra chwila. Ta wiadomość sprawiła, że przypomniała sobie rozmowę jaką odbyli tamtego wieczora w Paryżu.


Z uśmiechem na twarzy rozsiadła się na kanapie, ustawionej na wprost okna - miała idealny widok na pogrążone w mroku miasto, oświetlone światłami. Narzuciła na ramiona swój czarny, ukochany sweter, a nogi przykryła kocem. I w momencie, w którym chciała pogrążyć się w swoich myślach, rozległo się stukanie. Z niechęcią podniosła się z sofy i ruszyła w kierunku wejścia. Z rozmachem otwarła drzwi i zamarła. Przepuściła mężczyznę przez próg i odwróciła się w jego stronę.

- Musimy porozmawiać - zaczął, spoglądając jej w oczy. Kiedyś za to spojrzenie była w stanie skoczyć nawet w ogień. Kiedyś na sam ton jego głosu przechodziły ją ciarki, ale to się zmieniło. To wszystko zniknęło. Błękit jego oczu nagle stał się jej obcy, zupełnie inny.
- Nie sądzę, abyśmy jeszcze mieli o czym - westchnęła. Ta rozmowa nie zmierzała w żadnym dobrym kierunku. Bo ona wiedziała, że w ich przypadku nic już nie będzie, takim jakim chciała, aby było jeszcze parę miesięcy temu. 
- Dlaczego nie damy nam w końcu szansy? - paraliżował ją swoim wzrokiem, a ona czuła jak atmosfera wokół nich gęstnieje. Patrzyła na człowieka, którego kochała. Miała przed sobą osobę, która kiedyś była dla niej całym światem. Mężczyznę, który był dla niej wszystkim. To się zmieniło. Gdzieś po drodze zgubiła i siebie i jego. Zgubiła ich.
- Bo nasza szansa odeszła już dawno temu - usiadła na fotelu i spojrzała na niego szklącym wzrokiem. Chciała tego, z całego serca, ale jakiś czas temu. Teraz to była tylko bolesna przeszłość, którą chciała wymazać. Bo im nigdy nie było pisane szczęście. To po prostu nigdy nie miało się wydarzyć. Na zawsze mieli pozostać tylko przyjaciółmi. A ona wiedziała, że dzisiaj już nie są nawet nimi. Jego obecność sprawiała, że chciała rzucić się w otchłań przeszłości. Bo doskonale pamiętała jego wzrok, którym wodził po jej ciele; jego zapach, który tak kochała; uścisk jego ramion, w których tonęła przy każdym spotkaniu' ton głosu, którym mówił jak bardzo jest dla niego ważna; chwile, które spędzała tylko z nim; a nawet ciepło jego ciała. I oto teraz - stał przed nią, ale nie był już tą osobą, którą tak kochała. Bo on na zawsze będzie już tylko pięknym wspomnieniem o jej pierwszej miłości. Nieszczęśliwej miłości. Spoglądał na nią i już wiedział, że ostatecznie przegrał tę walkę. Czuła jego wzrok na sobie, ale nie potrafiła patrzeć w jego oczy. Wiedziała, co mogłaby w nich ujrzeć. Wiedziała i dałaby wszystko by tych uczyć tam nie było. Bo teraz one już się nie liczyły. Ona ruszyła na przód i już nigdy nie miała wracać do przeszłości. Wiedziała, że to jest ich ostatnie spotkanie. To było ich nieme pożegnanie. Nie była w stanie powiedzieć czegokolwiek, a on zrozumiał. Znał ją lepiej niż ktokolwiek. Wyszedł bez słowa.


Spojrzała na swój nadgarstek i z głośnym świstem wciągnęła powietrze. Niemiłe uczucie tuż pod żebrami dopadło ją ze zdwojoną siłą. Zacisnęła powieki, jak najmocniej umiała. Nigdy nie powinna już patrzeć w przeszłość. Bo ona odeszła, ale te wspomnienia wydawały się być jej obce. Tamta noc była wręcz bolesna. Pamiętała wszystko tak, jakby to było wczoraj, ale nie czuła już nic. Zamiast bólu i żalu była pustka. Pustka, której naprawdę pragnęła, a w momencie, w którym ją otrzymała - jednym czego chciała, było cofnięcie czasu. Znów zerknęła za okno i ociężale wstała z łóżka, posyłając tylko Yoko niemrawy uśmiech. Żałowała, że nie może tak, jak jej ukochany kot, zakopać się w pościeli i po prostu zasnąć. Zasnąć na wieczność. 



~*~

Ostatni raz spojrzała na swoje odbicie w wielkim lustrze w swojej garderobie. Mogła być z siebie dumna - makijaż całkowicie zatuszował oznaki nieprzespanej nocy. I choć czuła się zmęczona, zarówno psychicznie jak i fizycznie, na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Za wszelką cenę próbowała odsunąć od siebie nieprzyjemny poranek, południe i fragment popołudnia. Zegar wybijał już prawie godzinę dziewiętnastą. Za kilka minut powinien pojawić się Shin Woo. Wyglądała perfekcyjnie - jak zawsze. Miała gust, który posiadało niewiele osób. A ona była zdania, że jeżeli ktoś jest bezguściem, to chociażby miał do dyspozycji wszystkie pieniądze świata, najlepszych projektantów i ich kreacje - w dalszym ciągu będzie wyglądać jak ofiara modowa. Dla niej wygląd był naprawdę ważną częścią życia. Musiał taki być. Ona należała do świata, którym rządziły inne wartości. I chociaż były momenty, w których żałowała tego, że urodziła się w zamożnej rodzinie - nigdy tak naprawdę nie myślała, jakby to było bez pieniędzy. Nie myślała o tym, jak mogłoby wyglądać jej życie bez luksusów i tej władzy, którą dawał jej majątek. Poprawiła czerwoną szminkę na ustach i wyszła z pomieszczenia, uprzednio gasząc światło. 

- Gość już czeka na panienkę - odwróciła się na pięcie i uśmiechnęła do swojego kamerdynera, którego traktowała raczej jak wujka, aniżeli jednego z pracowników.
- Dziękuję. Przyjdę za moment - poprawiła ręką swoje włosy i sukienkę, która ślizgała się na jej nabalsamowanych nogach. Pogłaskała rudą kulkę, która zamruczała leniwie i opuściła sypialnię. Zeszła po schodach do salonu, przyklejając na twarz jeszcze szerszy uśmiech. Stanęła na przeciwko Shin Woo i niemal zamarła, spoglądając na jego koszulę. Niemiły uścisk za mostkiem powrócił, a ona już i tak z ledwością oddychała. Gwałtownie zamknęła oczy, aby nie pozwolić wypłynąć łzom na powierzchnię. Dlaczego ten kolor? Dlaczego musiał przypominać jej o mężczyźnie, o którym tak starannie zapominała? Nienawidziła każdego koloru, który był chociaż odrobinę błękitny - przypominał jej o nim. 
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony jej zachowaniem, a Kornelia w odpowiedzi pokiwała tylko głową.
- Wszystko jest tak, jak powinno - znów spoglądała na jego twarz. Twarz tak inną, od tej którą tak dobrze znała. Twarz, którą była w stanie przypomnieć sobie o każdej porze dnia i nocy. Dotknęła dłonią jego policzka i palcem przejechała wzdłuż linii żuchwy. To właśnie te rysy chciała teraz pamiętać. To jego twarz chciała mieć przed oczami. Bo to on był jej teraźniejszością, którą musiała żyć.
- Przepraszam - szepnęła speszona i spuściła wzrok. A on już wiedział, że nic nie jest tak, jak powinno. Znał Kornelię, która zawsze była opanowana i nie poddawała się uczuciom. Znał ją jako pewną siebie dziewczynę, która doskonale potrafiła grać. Gdzie więc podziały się wszystkie te umiejętności? Dlaczego to właśnie w tym momencie jej maski zostały odrzucone w kąt?
- Możemy już iść? - spytał niemal szeptem, zupełnie tak, jakby głośniejszy ton głosu mógł ją spłoszyć.
- Tak - odrzekła i chwyciła ramię wyciągnięte w jej kierunku. Niemiły uścisk wciąż jej dokuczał, skutecznie utrudniając jej oddychanie. Ograniczył jej swobodne ruchy klatką piersiową do tego stopnia, że nawet głos wydobywał się z jej gardła z ogromną trudnością. Ukradkiem spoglądała na niego, dokładnie analizując ich poprzednie spotkanie. Miała na to cały tydzień, ale zupełnie uleciało jej to z głowy. Była zbyt zajęta swoją pustką, w którą popadła po powrocie z Paryża. Był taki idealny na pierwszy rzut oka, ale ona już wiedziała, że to tylko pozory. Wiedziała, że Kang nie jest taki, jak sądziła. Nie wiedziała tylko czy fakt, że fascynował ją coraz bardziej, jest plusem czy minusem. Czasem miała ochotę powiedzieć sobie stop i się wycofać, ale ona nigdy tego nie robiła. Zawsze sięgała po to, czego chciała. Zawsze miała rację - w każdej sytuacji. A jej intuicja była niemal niezawodna. Popełniła tylko jeden błąd. Błąd, za który wciąż ma do siebie żal. 

~*~

Jej uszu dobiegała nostalgiczna melodia sącząca się z głośników. Siedziała przy jednym z okrągłych stolików ustawionych w każdym możliwym miejscu w ogrodzie. Przyglądała się ludziom, których już gdzieś widziała. Każdy z nich zajmował wysoką pozycję w gospodarce światowej, a takie osoby po prostu musiały trzymać się razem. Rozumiała posunięcie Kanga. Musiał wiedzieć, kim była, ale nie miała mu tego za złe. Nigdy nie ukrywała przed nim swojego pochodzenia. Bo ono miało dla niej ogromne znaczenie. To właśnie ono ukształtowało ją jako człowieka, a przynajmniej tak próbowała sobie tłumaczyć swoją samotność i brak zaufania do ludzi.

- Dobrze się czujesz? - usłyszała jego szept przy uchu, a jego ciepły oddech łaskotał jej szyję. I to było takie przyjemne uczucie. Takie, które już znała, ale to było inne...było niesamowite.
- Oczywiście - odparła bez zastanowienia, ale on wiedział, że to tylko gra. Była w niej niemal mistrzynią, ale on był lepszy. On był arcymistrzem - musiał, bo inaczej już dawno temu nie stąpałby po tym świecie. Spojrzał przed siebie i zacisnął dłonie w pięści, widząc barczystego blondyna z idiotycznym wyrazem twarzy. Nie sądził, że pojawi się dzisiejszego wieczora. Zerknął na rudowłosą z nieukrywanym lękiem, który nie umknął jej uwadze. Jego dłonie nagle zaczęły drżeć i próbował to nieudolnie zatuszować, chowając je do kieszeni swoich spodni.
- Coś się stało? - spytała, patrząc w jego brązowe oczy, które były dla niej zagadką. Zawsze nieprzeniknione, zasłonięte iskierkami radości. W tym momencie widziała w nich strach. Była pewna, że tam był - przez jakąś część sekundy, a później zniknął. 
Widział blondyna idącego w ich stronę i przeklinał w duchu moment, w którym ją tutaj zaprosił.
- Witaj Shin - zerknęła na przybysza, który zdawał się znać jej towarzysza.
- Cześć Alex - warknął.
- Kim jest ta urocza dama? - spytał zielonooki, w duchu ciesząc się ze swojego tryumfu.
- Kornelia Zdrojewska - wyciągnęła dłoń w kierunku owego mężczyzny i mogłaby przysiąc, że w tej samej chwili Kang unosił swoją, aby ją powstrzymać przed uściśnięciem ręki nieznajomego.
- Alexander Stone - uśmiechnął się z satysfakcją, spoglądając na bruneta, który wyglądał jakby od środka skręcał się z bólu. Nie wiedziała kim był ten człowiek, ale z pewnością znał Azjatę.
Szkoda tylko, że Kang nie wiedział, że właśnie posłał ofiarę prosto w paszczę lwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy