sobota, 24 sierpnia 2013

Część osiemnasta

W pośpiechu wrzucała swoje ubrania do walizki. Była zła. Nie, była wściekła. Nienawidziła kiedy ktoś decydował za nią. Kiedy ktoś mówił, co ma robić i jak. Shin właśnie to czynił, a to doprowadzało ją na skraj wytrzymałości. Stał oparty o szafkę i bacznie śledził każdy jej ruch. Czuła jego wzrok na swoich plecach, a to tylko jeszcze bardziej potęgowało jej fatalne samopoczucie. Była zdenerwowana bo obawiała się powrotu do domu. Po raz pierwszy od prawie miesiąca przed jej oczami stanęła wizja zmierzenia się z tym wszystkim od czego uciekła tamtego ranka. Myślała o tym, ale to do niej nie docierało. Teraz już wiedziała, że musi stawić temu czoła. Nie była gotowa na rozmowę z własnym ojcem. Nie była na nią przygotowana, ale nigdy nie będzie.
- Powinnaś się uspokoić - usłyszała jego miękki głos, który był nad wyraz obcy. Rzadko się tak do niej zwracał, rzadko słyszała troskę w jego głosie. Najczęściej był zimny i obojętny, ale ona wiedziała, że to gra. Tego się nauczył i właśnie taki starał się być. 
- Ja ci nie mówię kiedy masz mnie całować, a kiedy nie - syknęła i wepchnęła w swoją torebkę najnowszy model iPada. Odłączyła ładowarkę od gniazdka i ją także tam wrzuciła.
- Gdybyś miała mi to powiedzieć to obawiam się, że szybciej opłynąłbym ziemię dookoła - odwróciła się na pięcie i spojrzała na jego twarz. Uwielbiała gdy się uśmiechał. Powinien był to robić cały czas, ale on nie bywał rozbawiony zbyt często.
- Aż tak by ci to przeszkadzało?
- Zaznaczam tylko swoje terytorium - wzruszył ramionami - na wypadek, gdybyś o tym zapomniała - włożył ręce do kieszeni swoich szarozielonych spodni i podszedł w jej stronę.
- Bardzo łatwo o tym zapomnieć - mruknęła spoglądając w jego brązowe oczy.
- Wiem - przyznał - ale wiedziałaś, że tak już będzie. Obiecałaś, że postarasz się zrozumieć i że będziesz cierpliwa.
- Wiem - szepnęła, a on widział smutek w jej oczach. Prawda była taka, że się pomyliła. Myślała, że będzie w stanie zaakceptować to wszystko, ale ona nie była. Sądziła, że będzie w stanie kochać go mimo wszystko. I kochała, ale to zbyt mało.
- To się kiedyś skończy - uniósł jej podbródek. Chciał by wyczytała to wszystko z jego oczu. Tak, jakby słowa nie potrafiły oddać jego intencji.
- Mam nadzieję - wtuliła się w jego klatkę piersiową i zamknęła oczy. Chociaż na ten moment chciała być bezpieczna. Chciała być szczęśliwa. Objął ją mocniej, a ona przylgnęła do niego jeszcze bardziej. Głaskał dłonią jej miękkie rude włosy i po raz kolejny obiecywał sobie, że odejdzie. Że zrobi to dla niej. I zrobi, ale jeszcze nie teraz 
- Powinniśmy się zbierać - odsunął ją delikatnie od siebie, a ona tylko pokiwała głową. Zrobiła głęboki wdech i przybrała na twarz swoją kamienną maskę. Błysk jej oczu zniknął, zniknął delikatny uśmiech. I widziała jak Shin robił to samo. Podała mu swoją walizkę i poprawiła dopasowaną burgundową sukienkę. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze i narzuciła na ramiona czarną kurtkę z ozdobnym kołnierzem. Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Przeszła przez korytarz i stanęła obok bruneta, który zdążył już nacisnąć guzik. Chwilę później drzwi windy się otwarły, a oni weszli do środka. Cisza, która panowała była dusząca i przytłaczająca. Między nimi wciąż wisiały niewypowiedziane słowa. Jej pytania, które nie padły  - wiedziała, że nie dostałaby odpowiedzi. Jego obietnice, których nie chciał składać - wiedział, że mógłby ich nie dotrzymać. Nie chciał jej zawieść. Nie chciał jej stracić. Nie mógł.

Kilka godzin później mknęli ulicami w czarnej limuzynie. Była zmęczona i śpiąca, ale jej głowę przepełniały setki nieprzyjemnych myśli. Im bliżej była domu, tym było gorzej. W jej gardle tkwiła jakaś dziwna gula; płuca zwolniły tempo, przez co w jej żyłach krążyło mniej tlenu i była otępiała; żołądek ścisnął się wywołując nieprzyjemne mdłości; a głowa pulsowała bólem. To była jej typowa reakcja na stres. Zawsze tak zachowywało się jej zdradzieckie ciało, które nie potrafiło poradzić sobie z buzującymi w niej uczuciami.
- O czym myślisz? -  szept przy jej uchu był dla niej niezwykle kojący. Siedziała wtulona w jego ramię, a ich dłonie były splecione i tylko to było powodem, dla którego jeszcze nie uciekła.
- O Aurelii - przyznała.
 - Dlaczego o niej? - nie rozumiał. Była zbyt skomplikowana. Nic w niej nie było tym, czego oczekiwał. Ale sprawiała, że nie potrafił wyrzucić jej ze swoich myśli, wciąż słyszał jej głos i czuł perfumy, których używała.
- Powinnam była zadzwonić, ale nie wiedziałam, co jej powiedzieć - westchnęła, jakby zmagała się z czymś trudnym i niezrozumiałym.
- Często o niej myślisz jak na to, że nie jest nawet twoją przyjaciółką - stwierdził.
- To czy nią jest, czy nie -  dla mnie niczego nie zmienia. Jest ważną częścią mojego życia - odsunęła się kawałek i spojrzała na niego. Wiedziała, że nie rozumie. Ona sama także nie rozumiała. Przyjęła to jako coś oczywistego
- To zmienia wszystko. Dlaczego tak bardzo boisz się tego określenia? Ono wiele ułatwia - przyciągnął ją do siebie jednym ruchem. Ich wspólny czas był dla niego czymś, czego nie miał zawsze. Chciał się nim cieszyć póki mógł.
- Masz rację. To zmienia wszystko. W momencie, w którym to słowo staje między mną i kimś dla mnie ważnym, wszystko się zmienia. Nagle zaczynają się kłótnie o nic nieznaczące rzeczy i rodzi się przepaść, której nikt nie potrafi zrozumieć ani pokonać. Z czasem ten ktoś przestaje mieć znaczenie, jakby nigdy go nie miał. To słowo zmienia wszystko, ono tylko niszczy - zakończyła na jednym wydechu.
- Rozumiem. 
- Nigdy sama przed sobą nie przyznam się, że ktoś jest moim przyjacielem. Zawsze będzie nim w sercu i to wystarczy - ziewnęła przeciągle i ułożyła głowę na jego barku, zamykając oczy.
- Powinnaś się zdrzemnąć jak tylko dojedziemy - pogłaskał jej miękki policzek i uśmiechnął się delikatnie.
- Powinnam - znów ziewnęła, a chwilę później już spała. Przyglądał się jej i próbował znaleźć odpowiedź na dręczące go pytania. Co ona w sobie miała takiego, że był gotowy chronić ją za wszelką cenę. Nie była jego wymarzonym ideałem, a mimo to w jego oczach była najpiękniejszym stworzeniem świata. Jej długie rude włosy; blada cera, która sprawiała, że wyglądała na chorą; delikatnie różowe, niemal sine usta i te błękitne oczy, które tak wiele w sobie skrywały. Znał to tak dobrze, a zarazem nie znał w ogóle. Była dla niego taka bliska, a zarazem odległa. Przez to czym się zajmował narażał ją na niebezpieczeństwo, a jedyne czego pragnął ze wszystkich sil to chronić ją. Delikatnie uniósł ją na rękach i wysiadł z auta. Otwarła oczy i spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie chciałem cię budzić - szepnął
- Możesz mnie już postawić - sekundę później poczuła grunt pod nogami i spoglądała na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Dasz sobie radę? - spytał z troską.
- Tak, poradzę sobie. Nie wejdziesz na górę?
- Nie. Mam jeszcze coś do załatwienia, a ty powinnaś się wyspać - podszedł do niej, pocałował w czoło i odwrócił się na pięcie odchodząc szybkim krokiem.


~*~


Siedziała na kanapie i wystukiwała obcasem rytm o drewniany parkiet. Nadszedł dzień, w którym musiała zmierzyć się z lękami przeszłości  Nerwowo zerkała na zegarek. Nienawidziła gdy ktoś się spóźniał, a zwłaszcza jej ojciec. Zapowiedziała swoją wizytę z kilkudniowym wyprzedzeniem i miała nadzieję, że chociaż ten raz będzie u siebie na czas. Przebywanie w tym domu nawet minutę dłużej aniżeli było to konieczne, nie sprawiało jej żadnej przyjemności. Czuła się tutaj obco. To już nie był jej dom.
- Kornelia - usłyszała za sobą i ścisnęła swoje kolano tak, że aż kostki wyszły jej na wierzch.
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie, a mężczyzna zajął swoje miejsce - gdzie się podziewałaś?  - spojrzała na niego wzrokiem pełnym pogardy. 
- Nie udawaj. Doskonale wiesz. - Założyła nogę na nogę i odłożyła pustą filiżankę na stolik - po co chciałeś mnie widzieć?
- Jesteś moją córką - zaczął
- Przestań wzbudzać we mnie poczucie winy - prychnęła rozzłoszczona.
- O czym mówisz?  - w jego piwnych oczach dostrzegła zdziwienie, a jej serce było jeszcze bardziej zimne. 
- Znalazłam zdjęcie mamy. Ono wyjaśniło mi wszystko, co chciałabym wiedzieć - zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu, na którym widniała informacja o nowej wiadomości.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?  Opowiedziałbym ci wszystko - mężczyzna westchnął i spuścił głowę. Wiedziała, że miała nad nim przewagę. 
- Tutaj nie ma nic do opowiedzenia - z jej oczu bił chłód
- Jesteś przecież moją córką - znów chwytał się tego faktu. Jakież to było żałosne z jego strony.
- I zawsze nią będę. Tak, jak ty moim ojcem. To wszystko, co nas łączy - podniosła się z kanapy. Uważała tą rozmowę za zakończoną.
- Dokąd się wybierasz? - on także wstał.
- Wracam do domu. Nie mamy o czym rozmawiać, ojcze - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Jesteśmy rodziną. Nie mamy nikogo poza sobą - usiłował grać na jej uczuciach, ale ona już nie da się na to nabrać.
- Przestałeś być dla mnie rodziną między drugą, a trzecią żoną. Wtedy zrozumiałam  że już nie mam ojca. Nie zabierałeś mnie ze sobą na wakacje, nie spędzałeś ze mną żadnych weekendów, a do szkoły wysyłałeś nianie. Nie wiesz nawet jak się czułam, gdy inne dzieci przyprowadzały swoich rodziców  Ty byłeś zajęty pracą i kolejnymi kochankami. To wtedy przestaliśmy być rodziną. Będziesz moim ojcem do końca moich dni i to się nie zmieni. Będę cię zawsze kochać i to się nie zmieni. Ale nigdy, przenigdy nie mów  że jesteśmy rodziną - zaszczyciła go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i odwróciła się na pięcie.
- Kornelia - krzyknął - co ma znaczyć twoje zachowanie?
- Moje? - spytała sarkastycznie.
- Jak możesz tak do mnie mówić? - wciąż stał koło fotela i nie był zdolny się poruszyć.
- Tak się dzieje kiedy zapomina się,  że dziecko to nie zabawka, tatusiu - ton jej głosu był zimny niczym lód.  Czekała na jakąś reakcję, ale ta nie nastąpiła.  Zabrała swoją torebkę i ruszyła do wyjścia.  Czuła niesamowitą ulgę.  Teraz była wolna od przeszłości. Była wolna od dręczących ją obaw. 

1 komentarz:

  1. Wiem, że możesz uznać to za śmieszne, ale najbardziej zainteresował mnie jej stój. Możesz mi go naszkicować?

    Co do przyjaźni - tu nie ma nic do dodania.
    Wole mieć rodzeństwo.

    Ania

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy